A raczej można było jeszcze do niedawna. Należało podjąć kilka prostych działań, które z jednej strony skończyłyby z problemem tysięcy nielegalnych imigrantów, z drugiej strony zakończyłoby haniebną działalność takich antypaństwowych szkodników jak Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne czy Grupa Granica.
Każdy z poniższych punktów może się wydawać kontrowersyjny lub nie do przyjęcia. Aczkolwiek wszystkie razem, jako jedna całość, okazują się znakomitym rozwiązaniem kryzysu.
- Zaminować kilkunastometrowy pas graniczny. Oczywiście po uprzednim wypowiedzeniu traktatu ottawskiego. Zaminowany pas należy czytelnie oznakować z informacją w wielu językach. To skutecznie zniechęci mających poczucie totalnej bezkarności awanturników, napadających na nasze służby.
- Wprowadzić przepis zezwalający na użycie broni w razie niewykonywania poleceń funkcjonariuszy. To nie żadne działanie pro-wojenne, ale zwyczajna ochrona granic. Wiele krajów na świecie stosuje takie rozwiązanie. Śmiałkom z Grupy Granica czy innych lewackich ugrupowań proponuję spróbować przekroczyć nielegalnie granicę np. między Ekwadorem i Kolumbią, Indiami i Bangladeszem czy oboma Koreami. Wypadków śmiertelnych na tych granicach jest niewiele. Bo niewielu jest też chętnych na przechodzenie.
- Otworzyć szlabany graniczne na legalnych przejściach. Wpuszczać po weryfikacji dokumentów tych wszystkich, którzy chcą tutaj zamieszkać i pracować. Oczywiście na granicy pobrać odciski palców i ślad DNA.
- Zlikwidować do zera zasiłki dla bezrobotnych i imigrantów. Zakazać prawnie jakichkolwiek świadczeń dla nie-obywateli. Wtedy będą u nas chcieli pozostać jedynie ci, którzy chcą uczyć się i pracować. Wszelkie darmozjady będą nas omijać szerokim łukiem.
- Rozszerzyć system więziennictwa o obozy pracy przymusowej przy robotach publicznych – np. budowie dróg i sieci kolejowych. Sądy powinny orzekać obligatoryjnie umieszczenie imigranta w takim zakładzie w przypadku popełnienia jakiegokolwiek przestępstwa. W ten sposób nawet ci, którzy (wzorem państw zachodnich) nie zamierzają pracować i nie mają żadnego respektu przed prawem państwa, w którym przebywają – okażą się pożyteczni na ogółu. Należy zadbać o to, żeby przymusowa praca była odpowiednio długa i ciężka – np. za próbę gwałtu 15 lat, za rozbój 10 lat, za kradzież 5 lat. Gwarantuję, że momentalnie się rozejdzie, iż do Polski nie opłaca się przyjeżdżać, jeżeli nie ma się chęci do pracy i spokojnego życia.
Świetnym przykładem są Zjednoczone Emiraty Arabskie. Bardzo chętnie witają cudzoziemców. 80% mieszkańców Dubaju to cudzoziemcy. I jakoś nie ma problemu z przestępczością wśród migrantów i terroryzowaniem miejscowej ludności – szczególnie kobiet. Bo tam się to nie opłaca. Nikt nie ma ochoty spędzić kilku lat w ciężkim więzieniu.
Tak to mogło wyglądać. Unia Europejska postanowiła jednak przeciwdziałać pomysłom podobnych rozwiązań. 11 czerwca zaczęła obowiązywać tzw. dyrektywa azylowa. Szczególnie ważny jest motyw 11, zgodnie z którym nakłada się na państwa członkowskie obowiązek przyjęcia przepisów dot. przyjmowania osób ubiegających się o ochronę międzynarodową, które są wystarczające do zapewnienia im odpowiedniego poziomu życia i porównywalnych warunków życia we wszystkich państwach członkowskich. Harmonizacja warunków przyjmowania tych osób ubiegających się o ochronę międzynarodową powinna – zgodnie z tym przepisem – pomóc w ograniczaniu wtórnego przemieszczania się tych osób, na które wpływ ma zróżnicowanie warunków ich przyjmowania.
Oznacza to, że w najbardziej prawdopodobnej interpretacji tych przepisów niedługo możemy znaleźć się w sytuacji, że każdemu dostarczonemu nam imigrantowi (nieważne, czy przybyłemu przez zieloną granicę z Białorusi, czy przywiezionego przez niemiecką policję) będziemy musieli płacić zasiłki porównywalne z innymi krajami UE. Natomiast, gdyby taki imigrant chciał się jednak przenieść do Niemiec czy Francji, utraciłby prawo do darmowych pieniędzy. Ma to skutecznie zniechęcić imigrantów do opuszczenia naszego kraju.
Jak się to skończy – widzimy już dzisiaj na ulicach Paryża, Marsylii czy Brukseli