Jest prawie pewne, że zarówno ks. Olszewski, jak i obie niedawno uwolnione urzędniczki – zostaną uniewinnieni. Wszystko wskazuje na to, że oskarżyciele nie mają praktycznie żadnych dowodów na winę całej trójki. Odnośnie urzędniczek wątpliwości nie ma praktycznie żadnych – wszystko zostało przez nie wykonane zgodnie z prawem. Głównym zarzutem oskarżenia był fakt, iż w statucie Fundacji „Profeto” nie było zapisów o pomocy poszkodowanym, zatem fundacja ta w ogóle nie mogła wystąpić o dotację. A jak już wystąpiła, nie miała prawa mieć jej przyznanej. Za złamanie tej zasady obie urzędniczki spędziły ponad 7 miesięcy w areszcie.
Tymczasem Fundusz Sprawiedliwości pod nowym już kierownictwem ogłasza kolejne konkursy. Jeden z potencjalnych oferentów zadał pytanie:
„Czy w statucie powinno być napisane wprost, że podmiot może prowadzić Centrum Pomocy Dzieciom zgodnie z punktem cztery – dwa – jeden regulaminu?”
Odpowiedź Ministerstwa Sprawiedliwości pod kierownictwem Adama Bodnara była następująca:
„Nie jest konieczny zapis wprost, ale statut nie może wykluczać możliwości prowadzenia centrum.”
Czyli, innymi słowy, prokuratura Bodnara ściga ks. Olszewskiego i urzędniczki za to, że w statucie Fundacji „Profeto” nie było zapisu o pomocy potrzebującym, a ministerstwo Bodnara informuje, że takiego zapisu wcale nie musi być, a jedynym warunkiem formalnym w tym zakresie jest brak zapisu typu: „nie pomagamy potrzebującym”.
I teraz dochodzimy do najciekawszego. To jest chwyt znany już z rządów PiS. W momencie, gdy sprawa praktycznie jest przegrana, następuje przeciek do mediów, który ma za zadanie wzburzenie opinii publicznej i wywarcie wpływu na sąd. Akurat, zapewne zupełnym przypadkiem, właśnie nastąpił przeciek w sprawie ks. Olszewskiego. Gazeta Wyborcza (no a któż inny mógłby to być) dotarła do akt utajnionego śledztwa (przyjmijmy, ze sama do nich dotarła) i opublikowała bulwersujące ludzi fragmenty.
Tutaj się panowie od Bodnara nie popisali. Ponieważ są dwie możliwości: albo to było działanie w panice i niezbyt przemyślane – w związku z niespodziewanym uchyleniem aresztu, albo mają swój elektorat za takich idiotów, którzy uwierzą, że ks. Olszewski ściśle monitorowane pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości, które miały być wydatkowane na projekt „Archipelag. Wyspy wolne od przemocy” – przelał na zakup skarpetek. I to 3,5 miliona złotych. Wszystko wskazuje na to, że projekt finansowany przez Fundusz Sprawiedliwości był realizowany za pomocą osobnego konta bankowego, a śledczy próbują połączyć inne wydatki Fundacji „Profeto”, wykonywane w związku z prowadzoną przez nią działalnością, z realizowanym przez nią projektem. To tak, jakby firma czy fundacja realizująca dofinansowany projekt, nie mogła prowadzić normalnej działalności gospodarczej, z wykorzystaniem dotychczas posiadanych środków finansowych – równolegle z realizowaniem projektu dofinansowanego czy to przez Fundusz Sprawiedliwości, czy też np. przez fundusze europejskie. To już na pierwszy rzut oka nie trzyma się kupy.
Jeszcze niedawno można było mieć wątpliwości. „Przeciek” Gazety Wyborczej rozwiał je w zupełności. Gdyby prokuratura miała jakiekolwiek szanse na utrzymanie w sądzie aktu oskarżenia (którego do tej pory nie ma, pomimo posiadania przez nią od wielu miesięcy kompletu dokumentów), nigdy nie pozwoliłaby sobie na taką sytuację. Ten rozpaczliwy gest pokazuje, że prawdopodobnie nie mają nic.
Zarówno ks. Olszewski, jak i obie urzędniczki, zapewne dostaną spore odszkodowanie od Skarbu Państwa za bezprawne zatrzymanie. Nie zdziwię się jednak, kiedy to się stanie dopiero za wiele lat, gdy większość z Was zapomni o całej sprawie, a minister Bodnar będzie jedynie słabym, niemiłym wspomnieniem.