- Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski uczynił kolejny krok w celu wciągnięcia Polski do wojny z Rosją. Poinformował on, iż poprosił USA o zgodę na zestrzeliwanie rosyjskich rakiet nad Ukrainą. Oczywiście zostanie to potraktowane przez Rosję jako wejście do wojny. Naiwnym jest ten, kto by uważał, że w razie odwetu Rosji obroni nas NATO. Art. 5, na który tak lubią powoływać się nasi politycy mówi wyraźnie, że reakcja może nastąpić w odpowiedzi na zbrojną napaść agresora na jakiegokolwiek członka NATO. W tym wypadku jednak byłaby mowa o działaniach odwetowych, a nie zaczepnych, zatem art. 5 nie ma zastosowania. I jestem przekonany, że nasi zachodni sojusznicy skwapliwie z tego skorzystają.
Tutaj należy przypomnieć, że już na początku wojny czołowi politycy NATO wykluczali zamknięcie nieba nad Ukrainą. Ówczesny sekretarz generalny NATO, Jens Stoltenberg uzasadnił to stanowisko oceniając, że „jeżeli byśmy to zrobili, to doprowadzimy do czegoś, co może wymknąć się spod kontroli i zakończyć wojną w Europie„.
Tymczasem Sikorski, wbrew polskiej racji stanu, za wszelką cenę chce włączyć Polskę do wojny z Rosją. Wpisuje się to w interes Amerykanów i Brytyjczyków, którzy od początku zamierzali prowadzić wojnę z Rosją „do ostatniego Ukraińca”. Ponieważ ta formuła się powoli wyczerpuje, prawdopodobnie szukają kolejnego chętnego. Tutaj w sukurs przychodzi minister Sikorski. Warto zauważyć, że Sikorski to były obywatel brytyjski (obywatelstwa zrzekł się w 2006 roku), a jego żona jest amerykańską dziennikarką.
- Prezes PiS Jarosław Kaczyński przyznał, że kredyt 2% był błędem. Powiedział, że „żeby zwiększyć budownictwo i obniżyć ceny, to trzeba zwiększyć podaż, a nie popyt. Zwiększanie popytu zawsze prowadzi do większych zysków deweloperów, a nam nie chodzi o to„. To, że większy popyt powoduje wzrost cen, wie każdy student ekonomii, a nawet większość uczniów szkół średnich. Politykom PiS zrozumienie tego prostego faktu zajęło kilka lat oraz wiele miliardów złotych wyrzuconych w błoto. Smaczku całej historii dodaje fakt, że Konfederacja od samego początku krzyczała, czym się taka polityka skończy. Nawet Lewica zrozumiała wcześniej, niż PiS.
- Do tej pory za to nie zrozumieli tego politycy Koalicji Obywatelskiej oraz PSL. Zgodnie z zasadą „jeżeli coś nie działa, to rób tego więcej i bardziej„, nadal upierają się przy rozszerzeniu katastrofalnego programu PiS. Wiedzieliśmy już, że deweloperzy to najbardziej hojni sponsorzy KO i PSL. Kilka dni temu dziennikarze Wirtualnej Polski ujawnili, że kancelaria byłego już wiceministra Jacka Tomczyka w ciągu ostatnich kilku lat zarobiła wiele milionów złotych na umowach sprzedaży co najmniej 1717 mieszkań. Sporządziła 3601 aktów notarialnych dla deweloperów. Oczywiście zupełnym przypadkiem deweloperzy z okolicy wybierali akurat kancelarię wiceministra Jana Tomczyka.
- Jakby tego było mało, okazuje się, że lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, wraz z wieloma innymi działaczami (m.in. ministrem rozwoju i technologii Krzysztofem Paszykiem czy byłym prezesem PSL Jarosławem Kalinowskim) są członkami Rady Kuratorów w Fundacji Rozwoju. Fundacja Rozwoju z kolei posiada ponad 50% udziałów w takich spółkach deweloperskich, jak Dalia House, Kalina House, Lavender House, Platan Finance czy Clover House. Rozumiecie już, dlaczego wprowadzenie kredytu 0% jest takie ważne?
- Profesor Wojciech Roszkowski, autor podręcznika „Historia i Teraźniejszość”, złożył w Wydziale Cywilnym Sądu Okręgowego w Warszawie pozew cywilny przeciw minister edukacji – Barbarze Nowackiej. Chodzi o słowa, które Pani Minister wygłosiła na Konwencji Koalicji Obywatelskiej, 12 października 2024 roku. Brzmiały one następująco:
Przypomnijcie sobie, taki przedmiot wprowadzili do szkół: „Historia i Teraźniejszość”. Tam kłamstwo było na każdej stronie podręcznika. Oni tam uczyli, jak kłamać i manipulować.
Na reakcję autora nie trzeba było długo czekać. Zażądał on 1000 zł za każdą stronę podręcznika, co dało w sumie zawrotną sumę 512 tysięcy złotych. O tym, że autor podręcznika poważnie podchodzi do sprawy świadczy fakt opłacenia w całości opłaty od pozwu w kwocie 26 tysięcy 200 złotych. Oby ten casus przyczynił się do tego, żeby politycy, szczególnie lewicy, zaczęli się zastanawiać nad swoimi słowami. Do tej pory mówienie bredni w celu zdyskredytowania innego człowieka, było całkowicie bezkarne. Istnieje szansa, że się to zmieni.